Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Kto idzie? odpowiedziano z przeciwległej strony rzeki.
— Souday! — odparł generał.
— W takim razie mam być waszym przewodnikiem.
— Czy jesteśmy przy brodzie Boulogne? — spytał generał.
— Tak.
— Dlaczego poziom wody taki wysoki? — spytał generał.
— Z powodu ostatnich deszczów nastąpił wielki przybór.
— Czy, pomimo togo przyboru, przejście jest możliwe?
— Co prawda, nie widziałem nigdy, żeby rzeka tak wezbrała; myślę więc, że byłoby rozważniej...
Głos przewodnika urwał się nagle i skonał w głuchym jęku.
Poczem dobiegł odgłos walki, takiej, jak gdyby pod stopami kilku ludzi staczały się kamienie.
— Do kroćset! — krzyknął generał — mordują naszego przewodnika!
Rozpaczliwy krzyk trwogi i bólu odpowiedział na te słowa generała i potwierdził je.
— Grenadyer konny za każdego strzelca! — krzyknął generał — kapitan za mną! dwaj porucznicy tutaj, z resztą żołnierzy więzień i trzej strzelcy!
W jednej chwili każdy z siedemnastu strzelców miał za sobą grenadyera. Osiemdziesięciu grenadyerów i dwaj porucznicy, więzień i trzej strzelcy, a między nimi Tinguy, pozostali na prawym brzegu Boulogne. Rozkaz został wykonany z szybkością myśli, poczem generał wraz z siedemnastu strzelcami i tyluż grenadyerami, wszedł do łożyska rzeki.