Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

być wierny, jak pies, ludziom, którzy nie dbają o ciebie nawet tyle, co ty dbasz o swego psa; myślałem, ie mógłbym być użyteczny twojemu panu i miałem nadzieję, że nie pozostawi przysługi podobnej bez nagrody. To niemożliwe, mówisz? A więc nie mówmy o tem więcej. Ale, gdyby szlachta, której służysz, chciała się okazać wdzięczna, według mojej myśli, chętniej oddałbym przysługę im, niż innym.
— Dlatego, że spodziewacie się, iż szlachta zapłaci wam drożej, niż inni, nieprawda?
— Niewątpliwie, ja się z tobą w dumnego nie bawię; powiedziałeś słusznie; i, jak sam rzekłeś przed chwilą, jeśli trzeba ci to powtórzyć, to ci się powtórzy.
— Nie służę za pośrednika w takich targach. Zresztą nagroda, jaką mógłbym wam zaproponować, gdyby miała być odpowiednia do tego, czego oni mogą spodziewać się od was, byłaby taka niewielka, że nie warto o tem mówić.
— No! no! kto wie? Nie przypuszczałeś wcale, że znani sprawę w Chabotiére! Może zadziwiłbym cię niepomału, gdybym ci powiedział wszystko, co wiem.
Jan Oullier bał się okazać przestrach.
— Słuchajcie — rzekł do Courtin’a — dosyć tego. Jeśli chcecie się sprzedać, zwróćcie się z tem do innych. Takie targi przejmowałyby mnie wstrętem nawet wtedy, gdybym miał możność je przeprowadzać. Nie obchodzą mnie, Bogu dzięki!
— Czy to wasze ostatnie słowo, Janie Oullier?
— Pierwsze i ostatnie. Idźcie waszą drogą, gospodarzu Pourtin, i pozostawcie mnie na mojej.
— A no, tem gorzej — rzekł Courtin, wstając bo, na honor, byłbym rad iść razem z wami.
To rzekłszy, Courtin skinął głową Janowi Oullier i wyszedł.