Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dząc nadchodzącego. Poznał, że był to mężczyzna i że ten mężczyzna szedł tą samą drogą, którą on powinien był iść, gdyby się był zdecydował wejść prosto do zamku. Młody baron cofnął się o kilka kroków i ukrył się za murem narożnym.
Gdy mężczyzna był już tylko o jakie pięćdziesiąt kroków od zamku oddalony, Michał usłyszał w oknie suchy głos matki.
— Czy to nareszcie ty, Michale? — spytała baronowa.
— Nie, proszę pani, nie — odparł głos, który młodzieniec poznał ze zdumieniem i z obawą. — Za duży to zaszczyt dla biednego Courtin’a, że go pani baronowa bierze za młodego pana barona.
— Boże wielki! — zawołała baronowa — co was sprowadza o tej godzinie? Czyż zdarzyłoby się jakie nieszczęście mojemu synowi?
Głęboka trwoga, jaka odezwała się w tych słowach, wzruszyła tak bardzo młodzieńca, że gotów był poskoczyć, by matkę uspokoić. Ale odpowiedź Courtin’a, którą niezwłocznie prawie usłyszał, zniweczyła ten dobry zamiar.
— O! nie — odparł dzierżawca — młody zuch, jeśli wolno mi wyrazić się w ten sposób o panu baronie, jest zdrów, jak ryba, przynajmniej dotąd.
— Dotąd! — przerwała baronowa. — A więc grozi mu jakieś niebezpieczeństwo?
— Kto wie! — odrzekł Courtin; — mogłaby mu się stać jaka krzywda, gdyby w dalszym ciągu pozwolił się wabić przez takie szatańskie baby... niech je dyabli porwą! Dlatego właśnie, chcąc zapobiedz temu nieszczęściu, pozwoliłem sobie przyjść do pani śród nocy, domyślając się zresztą, że, ponieważ pani baronowa niewąt-