Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bycia i oznajmiającą, że Marsylia podniesie bunt nazajutrz.
— No, i?...
— I nazajutrz bunt się podniósł, ale Marsylia nie brała w nim żadnego udziału, tak, że spełzł na niczem.
— A księżna?
— Niewiadomo, gdzie jest; spodziewają się, że wróciła na pokład „Carlo — Alberto“ i odpłynęła z powrotem.
— Nikczemni tchórze! — szepnęła Berta. — Jestem kobietą, ale, gdyby księżna pani przybyła do Wandei, przysięgam na Boga, że byłabym dała przykład niektórym mężczyznom! Do widzenia, doktorze, i dziękuję.
— Bani nas opuszcza?
— Mój ojciec musi wiedzieć te szczegóły. Dzisiaj wieczorem było zebranie w zamku Montaigu. Wracam do Souday. Polecam panu mego biednego chorego, dobrze? Doktór zechce zostawić przepis dokładny; ja, albo siostra spędzimy przy tym nieboraku noc następną, chyba, że zdarzą się jakie nowe wypadki.
— Może pani weźmie moją bryczkę? wrócę piechotą a jutro odeśle mi ją pani przez pana Oullier’a, albo przez kogokolwiek.
— Dziękuję; nie wiem, gdzie Jan Oullier będzie jutro; zresztą wolę iść. Duszno mi; przechadzka mnie orzeźwi.
Berta podała rękę doktorowi, uścisnęła dłoń jego z siłą zupełnie męską, zarzuciła pelerynę na ramiona i wyszła.
Ale przede drzwiami zastała Michała, który, nie słysząc rozmowy, nie stracił na jedną chwilę młodej dziewczyny z oczu, a odgadłszy, że wyjdzie, pierwszy podążył ku drzwiom.