Przejdź do zawartości

Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Doktór nadjeżdża — rzekła Berta, odtrącając rękę Michała.
On zaś spojrzał na nią ze zdumieniem. Dlaczego odtrąca dłoń jego? Nie mógł zdać sobie sprawy z tego, co się działo w sercu młodej dziewczyny; ale czuł instynktownie, że, jeżeli odtrąciła jego rękę, nie było to ani przez nienawiść, ani z gniewu, ani ze wstrętu.




XI.
Szlachectwo obowiązuje.

Gdy doktór wszedł do pokoju chorego, Berta siedziała już znów przy jego łóżku. Przedewszystkiem uwagę pana Roger’a zwróciła ta postać pełna wdzięku, która, podobna do owych aniołów z legend niemieckich pochyla się, by przyjąć dusze konających. Ale jednocześnie poznał młodą dziewczynę; rzadko zdarzało się, by odwiedzał chatę ubogiego chłopa i nie zastał jej lub jej siostry między umierającym a śmiercią.
— Ach, doktorze — rzekła — prędko, prędko! biedny Tinguy majaczy.
Chory rzucał się na łóżku niespokojnie. Doktór podszedł do niego.
— Puśćcie mnie — wołał chory — puśćcie mnie! Muszę wstać; czekają na mnie w Montaigu.
— Nie, nie — odezwała, się Berta — nie czekają na was jeszcze...
— Owszem, panienko, owszem! To miało być tej nocy. Kto pójdzie od zamku do zamku oznajmić nowinę, jeśli mnie nie będzie?