Strona:PL Dumas - Wilczyce T1-4.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

a jednakże ona ani na jedną sekundę, nie wątpiła, że to on.
I w istocie po chwili ujrzała jego sylwetkę, zarysowującą się śród ciemności, jednocześnie zaś on, ze wzrokiem w drzwiach utkwionym, spostrzegł ją, stojącą bez ruchu, z dłonią na sercu, które po raz pierwszy biło w niej z niezwykłą gwałtownością.
Podchodząc do Berty, młodzieniec był, jak ów Grek z Maratonu, bez głosu, bez oddechu i omal, jak on, nie padł, jeśli nie umarły, to przynajmniej zemdlony. Miał tylko jeszcze tyle siły, że powiedział:
— Doktór jedzie za mną.
Poczem oparł się ręką o mur, by nie upaść.
Gdyby mógł był mówić, zawołałby: „Powie pani pannie Maryi, nieprawda? że przez miłość dla niej i dla pani zrobiłem dwie i pół mili w pięćdziesiąt minut!“ Ale nie mógł mówić, przeto Berta mniemała, że to przez miłość dla niej samej wysłaniec jej dokonał takiego wysiłku.
Uśmiechnęła się z radości i wydobyła chustkę do nosa.
— O! mój Boże — rzekła, ocierając twarz młodzieńca troskliwie, tak, by nie dotknąć rany na czole — jakże mi przykro, że pan tak bardzo wziął do serca moje polecenie śpieszenia się; ładnie pan wygląda!
Poczem, jak matka, która łaje, dodała tonem niewypowiedzianej słodyczy, wzruszając przytem ramionami:
— Jaki też dzieciak z pana!
Wyraz, dzieciak powiedziany był z taką tkliwością, że Michał drgnął.
Pochwycił dłoń Berty. Wilgotna była i drżąca. W tejże chwili rozległ się odgłos bryczki na gościńcu.