Strona:PL Dumas - W pałacu carów.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szkolnego, cóż, kiedy raz po raz staczałem się z niej i musiałem znowu gramolić się na swe miejsce, ubolewając w duszy nad nieszczęsnymi kurjerami rosyjskimi, którzy zmuszeni są robić po 1000 wiorst w takich okropnych budach.
W każdym innym ekwipażu mógłbym czytać. Tu również kilkakrotnie próbowałem czytać, ale już przy czwartem czy piątem zdaniu książka wypadała mi z rąk a gdy się schylałem, by ją podnieść, to dostawałem tęgi cios w głowę lub w plecy. To szybko wyleczyło mnie z chęci czytania w drodze.
Nazajutrz o świcie byłem już koło Beżanic, niedużej wioski, a czwartego dnia w Porchowie, starem mieście, położonem nad rzeką Szełoń. Była to połowa mej drogi. Czułem wielką pokusę zanocowania tutaj, ale „pokój dla przejezdnych” w tutejszym hotelu był tak niechlujny, że wolałem udać się w dalszą drogę, Prócz tego mój woźnica upewnił mnie, że droga dalej będzie o wiele lepszą i to skłoniło mnie do zdobycia się na krok tak heroiczny.
Dalej popędziliśmy galopem, więc też jeszcze bardziej rzucało mną i potrącało w budzie. Woźnica, po rosyjsku jamszczyk, siedząc na koźle, śpiewał jakąś pieśń smętną, żałośną, płaczliwą, której słów nie rozumiałem wcale, ale której motyw żałosny tak bardzo odpowiadał memu smutnemu nastrojowi. Gdybym wam rzekł, że chociaż na godzinę przymknąłem oczy tej nocy, to powiedziałbym nieprawdę. Podrzucanie było tak wielkie, że nawet sam woźnica tylko z trudem utrzymywał się na siedzeniu. Przyszła mi wtedy do głowy myśl: a możeby tak zamienić się z nim miejscami? Cóż, kiedy mimo wszelkie tłomaczenie mu — nie mógł mnie zrozumieć. Zresztą, może się nawet obawiał przystać na to, podejrzewając, że w tym razie nie wykona swego zobowiązania? Pojechaliśmy dalej: