Przejdź do zawartości

Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/382

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

d’Artagnana, Aramis podniósł głowę i zobaczył przyjaciela. Ale, ku niezmiernemu swemu zdziwieniu, d’Artagnan zauważył, że wejście jego wywarło na Aramisie dość obojętne wrażenie, tak bardzo umysł jego był już oderwany od spraw ziemskich.
— Witaj mi, drogi d’Artagnanie — odezwał się tylko — Z przyjemnością widzę cię tutaj.
— Ja także — odparł d’Artagnan, — aczkolwiek nie jestem pewny, czy to Aramisa mam przed oczyma.
— Jego samego, drogi przyjacielu, jego samego; jakże możesz? w to wątpić?...
— Obawiałem się, że wszedłem przez omyłkę do cudzego pokoju, i to zajmowanego przez jakiegoś klechę, a następnie, zobaczywszy cię w towarzystwie tych panów, przestraszyłem się, czy nie jesteś niebezpiecznie chory.
Obaj czarno ubrani panowie, zrozumiawszy docinek, spojrzeli na przybysza niemal groźnie. Ale d’Artagnan nie przeraził się tem wcale.
— A może przeszkadzam ci, drogi Aramisie? — mówił dalej. — Sądząc z tego, co widzę, odbywałeś właśnie spowiedź przed tymi panami.
Aramis zaczerwienił się nieznacznie.
— Miałbyś mi przeszkadzać? Ależ przeciwnie, drogi przyjacielu, zaręczam ci najświętszem słowem honoru. Na dowód zaś tego, co mówię, pozwól mi wyrazić sobie radość, że widzę cię w dobrem zdrowiu.
— Ach! — pomyślał d’Artagnan, — niema jeszcze nieszczęścia.
— Albowiem pan ten, będący moim przyjacielem — kończył Aramis z namaszczeniem, wskazując ręką obu kapłanom d’Artagnana, — uniknął wielkiego niebezpieczeństwa.
— Wielbij miłosierdzie Boże, panie! — odpowiedzieli tamci, pochylając równocześnie głowy.
— Wielbię je, wielebni ojcowie — odpowiedział młodzieniec, składając im również ukłon.
— Przybywasz w samą porę, drogi d’Artagnanie — rzekł Aramis, — bo możesz niejedno wyjaśnić swymi światłymi poglądami, wziąwszy udział w naszych roz-