Przejdź do zawartości

Strona:PL Dumas - Trzej muszkieterowie (tłum. Sierosławski).djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Wyjdę przez okno, aby prędzej przybyć na miejsce; ty zaś załóż deski, zamieć podłogę i biegnij, gdzie kazałem.
— Och! panie, panie! pan się zabije! — wołał Planchet.
— Milcz, głupcze! — odpowiedział d’Artagnan. I, chwyciwszy ręką za futrynę, zsunął się z pierwszego piętra, które na szczęście nie było bardzo wysokie, a po chwili stanął na ziemi, nie zadrapawszy się nawet.
Potem zapukał do drzwi, myśląc sobie:
— I ja także dam się schwytać w pułapkę. Ale biada kotom, które się spotkają z taką myszą!
Zaledwie uderzył poruszony ręką młodzieńca młotek, hałas ucichł, dały się słyszeć kroki, otwarła się brama, i d’Artagnan z obnażoną szpadą w dłoni wpadł do mieszkania pana Bonacieux. Drzwi, widocznie opatrzone sprężyną, same zamknęły się za nim.
Wtedy ci, którzy mieszkali jeszcze w nieszczęsnym domu pana Bonacieux, i najbliżsi sąsiedzi usłyszeli przeraźliwe krzyki, bieganinę, szczęk broni i przeciągły łoskot padających sprzętów. W chwilę później ci, którzy, zwabieni hałasem, pospieszyli do okien, aby się dowiedzieć o jego przyczynie, mogli byli ujrzeć otwierającą się znowu bramę i czterech ludzi, czarno ubranych, nie tyle wychodzących, ile raczej wylatujących, niby spłoszone kruki, i pozostawiających na węgłach domu pióra ze swych skrzydeł, to znaczy: strzępy ubrań i łachmany płaszczów.
Trzeba powiedzieć, że d’Artagnan zwyciężył bez wielkiego trudu, ponieważ tylko jeden zbir był uzbrojony, a i ten jeszcze bronił się jedynie dla zachowania pozoru. Co prawda, trzej inni usiłowali zasypać młodego człowieka krzesłami, stołeczkami i garnkami, — ale dwa czy trzy zadraśnięcia, zadane szpadą Gaskończyka, wystarczyły, aby ich przestraszyć. W ciągu dziesięciu minut ponieśli klęskę, a d’Artagnan został panem pola bitwy.
Sąsiedzi, którzy pootwierali okna, z zimną krwią, właściwą mieszkańcom Paryża w owe czasy zaburzeń i nieustannych bójek, zamknęli je z powrotem na widok ucieczki czterech czarno ubranych ludzi; przeczucie powiedziało im, że, jak na razie, wszystko skończone.