Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ludwik de Montrevel — rzekł.
I otworzył ramiona.
Tym razem młody porucznik rzucił mu się w objęcia bez żadnych trudności.
— To dobrze — rzekł Bonaparte — przez tydzień pełnić będziesz służbę twojego nowego stopnia, żeby się przyzwyczajono widzieć na tobie epolety kapitańskie, a potem zastąpisz mego biednego Muirona, jako adjutant. Idź teraz!
— Jeszcze raz — rzekł młodzieniec z takim ruchem, jakgdyby chciał otworzyć ramiona.
— Na honor! tak! — zawołał Bonaparte z radością.
I, zatrzymując go przy sobie po powtórnem uściśnieniu:
— Słuchaj, to ty poczęstowałeś szpadą Valence’a? — zapytał.
— Trudno, generale — odparł świeży kapitan i przyszły adjutant — byłeś przy tem, jak mu to przyrzekłem: żołnierz ma tylko swoje słowo.
W tydzień później kapitan Montrevel sprawował służbę oficera ordynansowego przy głównodowodzącym, który zamienił jego imię Ludwik, niedobrze brzmiące w owej epoce, na pseudonim Roland.
I młodzieniec, zostając bratankiem Karola Wielkiego, pocieszył się, że nie pochodzi już od świętego Ludwika.
Roland — nikt nie odważyłby się nazywać odtąd kapitana Montrevela Ludwikiem, z chwilą, gdy Bonanaparte ochrzcił go Rolandem — Roland odbył wraz z generałem głównodowodzącym wyprawę włoską i powrócił z nim do Paryża, po zawarciu pokoju w Campo-Formio.
Skoro wyprawa do Egiptu została postanowiona, Ro-