Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Przeczytał pan?
— Tak, przeczytałem; no, i co?...
— Ooo! no, i co?... Mój ojciec, lord Tanlay, oddał usługi panu Barrasowi, dlatego to pan Barras pozwala, żebym wędrował po Francyi, i jestem bardzo zadowolony, że mogę po Francyi wędrować; bawię się doskonale.
— Tak, pamiętam; raczył pan powiedzieć nam to już przy stole.
— Powiedziałem, prawda; powiedziałem także, iż bardzo lubię Francuzów.
Roland skłonił się.
— A zwłaszcza generała Bonapartego — ciągnął dalej sir John.
— Pan lubi bardzo generała Bonapartego?
— Podziwiam go; to wielki, bardzo wielki człowiek.
— Dalibóg, żałuję, sir Johnie, że on nie słyszy tych słów, przez Anglika wypowiedzianych.
— Ooo! nie powiedziałbym tego w jego obecności.
— Dlaczego?
— Nie chciałbym, żeby przypuszczał, że mówię to, by mu się przypodobać. Mówię to, bo takie jest moje mniemanie.
— Nie wątpię o tem, milordzie — rzekł Roland, który nie rozumiał, dokąd Anglik zmierza, a dowiedziawszy się z paszportu, co chciał wiedzieć, zachowywał się powściągliwie.
— A gdy zobaczyłem — ciągnął dalej Anglik z niezamąconą flegmą — że pan staje w obronie generała Bonapartego, sprawiło mi to przyjemność.
— Istotnie?
— Wielką przyjemność — zapewnił Anglik, potwierdzając słowa skinieniem głowy.
— Tem lepiej.