Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/551

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wspaniałych pistoletów, które już wypróbowałem. Wolałbym strzelać z nich, o ile sir John się zgodzi.
Ten, który miał być sekundantem sir Johna, udał się doń jeszcze raz z zapytaniem, czy czas i miejsce spotkania dogadzają mu i czy nie zechce dać swych pistoletów.
Lord Tanlay odpowiedział na to nastawieniem swego zegarka podług zegarka sekundanta i wręczeniem mu pudełka z pistoletami.
— Czy mam po pana wstąpić? — zapytał sekundant.
— Zbyteczne — odparł ten — jesteś pan przyjacielem p. de Montrevel; jedź pan przeto z nim. Ja przyjadę konno z mym sługą. Znajdziecie mnie już na placu.
Młody oficer powtórzył Rolandowi odpowiedź sir Johna.
— Czyż nie mówiłem? — odparł Roland.
Ponieważ było dopiero południe, Roland pożegnał swych przyjaciół, prosząc, aby po szóstej byli u niego i przyprowadzili mu konia.
O oznaczonej godzinie pod bramą hotelu stali dwaj sekundanci i dwu ich służących. Jeden z nich trzymał konia.
Roland powitał ich serdecznie i wskoczył na siodło.
Przez bulwary dojechali do placu Ludwika XV, a stamtąd wjechali na Pola Elizejskie.
Podczas drogi z Rolandem zdarzyło się to samo, co już obserwował sir John przed pojedynkiem z p. de Barjols.
Roland wpadł w taką wesołość, że można ją było uważać za przesadzoną, gdyby nie była szczerą.
Młodzi ludzie widywali odważnych, ale takiej niefrasobliwości nie widzieli. Rozumieliby jeszcze, gdyby