Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/512

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Bonaparte nic nie odpowiedział, a skończywszy czytanie, schował list do bocznej kieszeni. Potem zwrócił się do Bourrienne’a:
— Wracamy. Pewnie wyślę kuryera. Idź, czekaj na mnie i przygotuj pióro.
Bourrienne ukłonił się i powrócił do miasta.
Bonaparte zbliżył się do Rolanda i, kładąc mu ręce na ramionach, rzekł:
— Nie mam szczęścia do małżeństw, które sobie ułożę.
— Jakto? — zapytał Roland.
— Małżeństwo twej siostry nie dochodzi do skutku.
— Czy odmówiła?
— Nie, nie ona.
— Co? nie ona! Czy może lord Tanlay?
— Tak.
— Odmówił po tem, gdy prosił o rękę mej siostry mnie, matkę, ciebie, generale, i wreszcie ją samą?
— Nie unoś się tylko, lecz zrozum, że jest w tem jakaś tajemnica.
— Tajemnicy nie widzę, widzę tylko zniewagę.
— Ach tak! rozumiem teraz, dlaczego ani matka, ani siostra nie chciały o tem pisać do ciebie. Ale Józefina sądziła, że sprawa jest ważna i że musisz o niej wiedzieć. Donosi mi więc o tem, z prośbą o zakomunikowanie tobie, jeśli uznam za właściwe. Widzisz, że się nie wahałem.
— Dziękuję szczerze, generale... Czy lord Tanlay podaje jakie powody swego kroku?
— Podaje powód, który powodem jednak nie jest.
— Jaki?