Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/501

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wianie. Bo i któż myślał o tym synu bankiera z Velletri? Kto go odgadł, gdy przyszedł, mrugając oczyma, aby dokonać przeglądu starych band Cezara? Nawet przenikliwy Cicero mówił: Ornandumettollendum. No i co? Dzieciak ten podszedł senat i panował prawie tak długo, jak Ludwik XIV1 Jerzy, Jerzy! nie walcz przeciw Opatrzności, gdyż ona cię zmiażdży.
— To zginę, ale idąc drogą mych ojców i zachowując ich religię — odparł Cadoudal. — Mam nadzieję, że Bóg wybaczy mi błąd, który będzie błędem gorącego chrześcijanina i dobrego syna.
Bonaparte położył rękę na ramieniu młodego naczelnika.
— Niech i tak będzie — rzekł — ale przynajmniej pozostań neutralny. Pozwól, niech się spełni to, co się spełnia; patrz, jak będą padały trony i korony. Zazwyczaj płacą widzowie, ale ja ci zapłacę za to, że będziesz patrzał na to, co się dziać będzie.
— A ileż mi dasz, obywatelu pierwszy konsulu? — zapytał ze śmiechem Cadoudal.
— Sto tysięcy franków rocznie.
— Jeśli dajesz sto tysięcy dowódcy buntowników, to ileż dasz królowi, za którego on walczył?
— Nic. — Wynagradzam w tobie odwagę, a nie zasady, dla których działasz. Chcę pokazać ci, że dla mnie ludzie istnieją tylko przez swe czyny. Przyjmij to, Jerzy, proszę cię.
— A jeśli odmówię?
— Będziesz w błędzie.
— Czy będę mógł pójść, dokąd zechcę?
Bonaparte podszedł ku drzwiom i otworzył je.
— Adjutant dyżurny! — zawołał.