Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/486

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Co za szczęście, mój Karolu!
— Nie ciesz się zbytnio, skarbie.
— A dlaczego?
— A wiesz, dlaczego nadszedł ten rozkaz zawieszenia walki?
— Nie.
— Pan Fouché jest bardzo chytry. Nie mogąc zwyciężyć, postanowił nas zhańbić. Utworzył samozwańczych towarzyszów Jehudy, których wypuścił na Anjou i Maine. Ci grabią nietylko pieniądze rządowe ale i prywatne; napadają po nocach na zamki i fermy; właścicieli przypiekają na węglach i torturami zmuszają do wydawania ukrytych pieniędzy. Otóż ci bandyci, ci nędznicy nazywają się tak samo, jak my. W ten sposób policya pana Fouehé’go nietylko wyjęła nas z pod prawa, ale jeszcze zhańbiła nas.
— Och!
— To właśnie chciałem ci powiedzieć, Amelio, zanim zaproponuję po raz drugi ucieczkę. W oczach Francyi, w oczach zagranicy, w oczach książąt naszych, którym służyliśmy i dla których narażaliśmy się na śmierć, będziemy w przyszłości, a być może już jesteśmy tylko nędznikami, godnymi szafotu.
— Tak. Ale dla mnie, mój ukochany, jesteś człowiekiem idei i poświęcenia, rojalistą zawziętym, który walczył jeszcze, gdy już wszyscy złożyli broń. Dla mnie jesteś szlachetnym baronem de Sainte-Hermine. Dla mnie, jeśli to wolisz, tyś szlachetny, odważny i niezwyciężony Morgan.
— To tylko pragnąłem usłyszeć. Więc mimo wszystko nie wahasz się być moją żoną?
— Ani chwili. Jestem już żoną twoją wobec Boga.