Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/432

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Czekaj chwilkę — zawołał Montbar w chwili, gdy Antoni niósł już szklankę do ust.
— W sam czas — odparł pocztylion — jeszcze chwilka, a jużbym wypił. O co chodzi?
— Nie chciałeś, abym pił za zdrowie twej kochanki; ale musisz wypić za zdrowie mojej.
— Tego się nie odmawia, zwłaszcza przy takiem winie. Za zdrowie pańskiej kochanki!
I obywatel Antoni przełknął czerwony płyn, smakując tym razem.
— No i cóż? — zapytał Monbar — znowu wypiłeś za prędko.
— Jakto? — zapytał pocztylion.
— No tak; może ja mam kilka kochanek. Ponieważ nie wymieniliśmy imienia tej, za której zdrowie pijemy, więc jakże jej to ma pójść na zdrowie?
— A, prawda!
— Cóż robić! musimy zacząć na nowo.
— Zacznijmy. Z panem nie można nic źle robić. Strzeliliśmy bąka, zapijmy go.
I Antoni podsunął swą szklankę, którą Montbar napełnił po brzegi.
— Teraz — powiedział, rzucając okiem na pustą już butelkę — nie omylmy się. Jej imię?
— Za zdrowie pięknej Józefiny! — rzekł Monbar.
— Za zdrowie pięknej Józefiny! — powtórzył Antoni i przełknął wino.
A obcierając usta rękawem i stawiając szklankę na stole:
— Za przeproszeniem — rzekł.
— Czy znowu co nie w porządku? — zapytał Montbar.
— Ja myślę. Nie dobrze jest.