Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/410

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

grać rolę widma w komedyi odegranej przed Rolandem. — Ale wszystko było dlań nieznanem i ciekawem w tem nowem schronisku, w którem miał spać po raz pierwszy, a w którem, na kilka dni przynajmniej, Morgan założył swą główną kwaterę.
Jak we wszystkich kamieniołomach zarzuconych, tak i w tym, korytarze kończyły się zawsze ścianą w punkcie, gdzie przerwano wydobywanie kamieni. Jeden tylko z tych korytarzy, zdawało się, nie miał końca. Jednak i ten się kończył; ale w rogu korytarza wybity był — nawet ludzie miejscowi nie wiedzą po co — otwór, węższy o jakie dwie trzecie od szerokości korytarza, w którym zmieścić się mogło dwu ludzi rzędem.
Młodzieńcy przeszli przez ten otwór. Powietrze było tak rzadkie, że pochodnia mogła lada chwila zgasnąć.
Valensolle poczuł, że na ręce i ramiona spadają mu krople wody.
— Cóż to, deszcz tu pada?
— Nie — odpowiedział Morgan — przechodzimy pod rzeczką Reyssouse.
— Więc idziemy do Bourgu?
— Mniej więcej.
— Niech i tak będzie. Ponieważ ty mnie prowadzisz i ponieważ obiecałeś mi posiłek i spoczynek, więc o nic się nie troszczę, chyba o naszą pochodnię — rzekł młodzieniec, patrząc na coraz słabszy płomień.
— Nic strasznego; wydobędziemy się stąd zawsze.
— Wiesz co, Morganie, że nasze położenie jest głupie. Jeśli pomyśleć, że o trzeciej zrana łazimy po jaskiniach, że przechodzimy pod rzekami, że nie wiemy, gdzie będziem spali, że mamy przed sobą perspektywę aresztowania, sądu i ścięcia pewnego pięknego poranku! I dla kogo? — Dla książąt, którzy nie znają nawet naszych