Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/403

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sze głowy, chociażby trzeba było wydać milion i stracić pięciuset ludzi.
— Przecież wie on, czyich głów chce. Chodzi jednak jeszcze o to, czy my je mu oddamy.
— Otóż obywatel Fouché powrócił wściekły i oświadczył, że w ciągu tygodnia nie powinien zostać we Francyi ani jeden towarzysz Jehudy.
— Termin krótki.
— Tegoż dnia pomknęli kuryerzy do Lugdunu, Maçon, Lons-le-Saulnier, do Besançon i do Genewy z rozkazami do naczelników załóg, aby osobiście starali się nas wytępić, a nadto, aby bezwzględnie posłuszni byli p. Rolandowi de Montrevel, adjutantowi pierwszego konsula, i aby oddali do jego rozkazów wszystkie wojska, jeśliby mu były potrzebne.
— I mogę dodać — rzekł Morgan — że p. Roland de Montrevel już rozpoczął kampanię. Wczoraj naradzał się w więzieniu w Bourgu z kapitanem żandarmeryi.
— Czy wiadomo, w jakim celu? — zapytał jakiś głos.
— W tym celu, do licha, aby zamówić dla nas numery.
— Czy teraz będziesz go bronił? — zapytał d’Assas.
— Więcej, niż kiedykolwiek.
— Tego już za dużo — zaszemrał ktoś.
— Dlaczego? — zapytał Morgan tonem wyniosłym. — Czyż to prawo nie przysługuje mi, jako towarzyszowi?
— Naturalnie! — odparły inne głosy.
— Więc korzystam z niego, jako prosty towarzysz i jako wasz kapitan.
— A jeśli w zamieszaniu zabłąka się jaka kula! — zawołał jeden z towarzyszów.