Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

swobodny we wszystkich ruchach, że nietrudno było odgadnąć, iż posiadał, jeśli nie siłę, to przynajmniej niepospolitą zwinność i zręczność.
Jakkolwiek jednakowo ubrany, jakkolwiek wydawał się pozornie na stopie równości z towarzyszem, niemniej okazywał młodemu brunetowi wybitny szacunek, który nie mógł wynikać z wieku, lecz pochodził niewątpliwie z niższego stanowiska społecznego. Nadto zaś nazywał towarzysza obywatelem, gdy ten nazywał go poprostu Bolandem.
Te uwagi, które czynimy, by wtajemniczyć głębiej czytelnika w nasze opowiadanie, nie przyszły prawdopodobnie wcale na myśl współbiesiadnikom przy table d’hote, albowiem, po kilku sekundach przyglądania się przybyszom, spojrzenia oderwały się od nich i rozmowa, na chwilę przerwana, została nanowo podjęta.
Przyznać trzeba, że temat rozmowy był dla podróżnych niesłychanie interesujący; mówiono o zatrzymaniu niędzy rządowych. Stało się to dnia poprzedniego na dro- dyliżansu, wiozącego sześćdziesiąt tysięcy franków pie- dze z Marsylii do Awinionu, między Lambesc i Pont-oyal.
Po pierwszych wyrazach o tym wypadku, dwaj młodzieńcy wytężyli słuch ze szczerem zajęciem.
Wypadek zdarzył się na tej samej drodze, którą jechali, a opowiadający był jednym z głównych aktorów tej sceny z gościńca.
Był to handlarz wina z Bordeaux.
Najchciwszymi szczegółów okazali się podróżni, którzy przybyli dyliżansem i mieli wnet odjechać. Inni współbiesiadnicy, ludzie miejscowi, obeznani byli widocz z takiemi katastrofami, gdyż sami przytaczali szczegóły, zamiast ich słuchać.
— A więc, obywatelu — mówił gruby jegomość, do