Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gospodarz jednocześnie wskazywał powóz, urządzony w niesłychanie wygodny sposób i zaprzężony, istotnie, w dwa konie, które grzebały ziemię kopytami, gdy pocztylion czekał cierpliwie, siedząc na brzegu okna i wychylając butelkę wina zCahors.
Pierwszy ruch tego, któremu gospodarz uczynił tę propozycyę, był przeczący; wszelako, po chwili namysłu, starszy podróżny, jakgdyby zaniechał pierwszego postanowienia, zwrócił się ruchem pytającym do towarzysza.
Ten zaś odpowiedział spojrzeniem, które znaczyło:
„Wszak pan wie, że jestem na pańskie rozkazy“.
— A więc niech i tak będzie — rzekł ten, który widocznie obowiązany był podejmować inicyatywę — zjemy obiad przy table d’hôte.
Poczem, zwracając się do pocztyliona, który, z kapeluszem w ręku, czekał na jego rozkazy, dodał:
— Niech za pół godziny najpóźniej konie będą zaprzężone.
I, prowadzeni przez gospodarza, weszli obaj do jadalni, starszy z dwóch, idąc naprzód, młodszy zaś za nim.
Wiadomo, jakie wogóle wrażenie wywierają nowi przybysze przy table d’hôte. Wszystkie spojrzenia skierowały się na wchodzących; rozmowa, dosyć ożywiona, urwała się.
Biesiadnicy składali się ze zwykłych gości hotelu, z podróżnego, którego powóz czekał zaprzężony przed domem, z handlarza win z Bordeaux, przebywającego w Awinionie dla przyczyn, o których później, i z grona osób, jadących z Marsylii do Lugdunu dyliżansem.
Przybysze powitali towarzystwo lekkiem skinieniem głowy i zasiedli na krańcu stołu, tak, że kilka nakryć dzieliło ich od innych biesiadników.