Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/327

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zimowego zabarwiły żółtawym blaskiem płaszczyznę Plescopu.
Można było zatem rozróżnić wszystkie ruchy obu oddziałów.
W tym samym czasie, kiedy Roland powracał do republikanów, Złoty Sęk pędził galopem ku swoim dwustu ludziom, którzy mu przecinali drogę.
Zaledwie Złoty Sęk rozmówił się z czterema porucznikami Cadoudala, stu ludzi odłączyło się i półobrotem skierowało się na prawo, stu innych zaś, ze strony przeciwnej, również półobrotem skierowało się na lewo.
Oba oddziały ruszyły z miejsca każdy w swoją stronę: jeden szedł ku Plumergatowi, drugi ku Saint-Avé, zostawiając drogę wolną.
Oba zatrzymały się o ćwierć mili od gościńca, opuściły karabiny do nogi i stały bez ruchu. Złoty Sęk powrócił do Cadoudala.
— Czy masz jakie specyalne rozkazy dla mnie, generale? — rzekł.
— Jeden tylko — odparł Cadoudal. — Weź ośmiu ludzi i idź za mną; gdy zobaczysz, że młodzieniec, z którym jadłem śniadanie, upadł pod swego konia, rzucisz się na niego wraz ze swymi ośmioma ludźmi, zanim zdąży się wyswobodzić, i weźmiesz go jako jeńca.
— Słucham, generale.
— Wiesz, że chcę go odnaleźć zdrowego i całego.
— Rozumiem, generale.
— Wybierz sobie ośmiu ludzi, a gdy pan de Montrevel będzie już jeńcem i da słowo honoru, możecie już rozporządzać sobą dowoli.
— A jeśli nie zechce dać słowa?
— Otoczycie go tak, żeby nie mógł uciekać, i będziecie go strzegli do końca walki.
— Niech i tak będzie! — rzekł Złoty Sęk, wzdycha-