Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/295

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wiedliwość jest pewniejsza od twojej, pułkowniku, gdyż jest to sprawiedliwość Boga. Ten człowiek umrze!
— A jakiem prawem, generale, mówisz, że sprawiedliwość twoja, człowieka omylnego, jak inni ludzie, jest sprawiedliwością Boga?
— Bo Bóg osądził go wraz ze mną. I to już oddawna.
— Jakto?
— Śród burzy, kiedy piorun grzmiał bez przerwy a błyskawica rozpalała się co chwilę, wzniosłem ramiona ku niebu i rzekłem do Boga: „Boże! Ty, którego ta błyskawica jest spojrzeniem, Ty, którego ten piorun jest głosem, jeśli ten człowiek winien umrzeć, spraw, żeby przez dziesięć minut zagasły Twoje błyskawice i ucichły Twoje pioruny; cisza w powietrzu i mrok na niebie będą Twoją odpowiedzią!“ — i z zegarkiem w ręku przeliczyłem jedenaście minut bez błyskawic i piorunów... Śród straszliwego huraganu ujrzałem na wysokości skały łódź a w niej jednego tylko człowieka; fala porwała łódź, jak tchnienie dziecka porywa pióro, i cisnęła ją na skałę. Łódź zdruzgotana rozleciała się w kawałki, człowiek uczepił się skały; wszyscy krzyczeli: „Ten człowiek jest stracony!“ Był tam jego ojciec, byli i jego dwaj bracia; ani bracia ani ojciec nie śmieli podążyć mu z pomocą. Wzniosłem ręce ku Stwórcy i rzekłem: „Jeśli Millière jest skazany, o Panie, przez Ciebie tak samo, jak przeze mnie, ocalę tego człowieka i uratuję siebie z Twoją jedynie pomocą“. Zrzuciłem ubranie, przywiązałem sznur jednym końcem do swojej ręki i popłynąłem do skały. I rzekłbyś, że morze uspokoiło się pod moją piersią; dotarłem do człowieka. Jego ojciec i bracia jego trzymali drugi koniec sznura. Dopłynął do brzegu. A ja powróciłem jak on, przytwierdziwszy sznur do skały. Rzuciłem go daleko i poleciłem się Bogu i falom; fale poniosły mnie tak spokojnie i tak bez-