Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

champ i tegoż dnia mianował księdza Bernier agentem generalnym... Rozumiesz teraz?
— Doskonale.
— Otóż ten ksiądz Bernier robi mi propozycye.
— Panu, generałowi Bonaparte, pierwszemu konsulowi? I przyjmujesz, generale, jego propozycye?
— Tak, Rolandzie. Niech Wandeja uspokoi się, a otworzę jej kościoły, przywrócę jej księży.
— A jeśli zaczną śpiewać „Dominę, salvum fac regem“?
— Lepiej, żeby to śpiewali, niż nic. Bóg jest wszechmocny. On zdecyduje. Czy misya ta przypada ci do smaku?
— Najzupełniej.
— No to masz tu list do generała Hédouville. On będzie układał się z księdzem Bernier, jako dowódca armii zachodniej. Ale będziesz obecny przy wszystkich naradach: on będzie tylko powtarzał moje słowa, ty będziesz moją myślą. A teraz jedź jak najprędzej. Im prędzej powrócisz, tem prędzej pobiję Mélasa.
— Generale, chcę tylko napisać do matki.
— A gdzie ma się zatrzymać?
— W hotelu Ambasadorów.
— Kiedy przyjedzie?
— 23 albo 24-go z rana.
— Staje w hotelu Ambasadorów?
— Tak, generale.
— Wszystko biorę na siebie.
— Jakto! wszystko?
— No, tak. Matka twoja nie może mieszkać w hotelu.
— A gdzież ma mieszkać?
— U przyjaciół.
— Nie zna nikogo w Paryżu.
— Przepraszam cię, Rolandzie. Zna obywatela Bo-