Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dziś jest wielki bal przy ulicy du Bac, bal ofiar (wyraz ten powtórzył z naciskiem). Sądziłem, że pan baron tam będzie.
— Ho! ho! Zawsze jesteś, Cadenette, rojalistą.
Perukarz tragicznie położył rękę na sercu.
— Panie baronie! Przecież to nietylko rzecz sumienia, ale sprawa państwowa.
— Rzecz sumienia — rozumiem, mistrzu Cadenette. Ale sprawa państwowa! Cóż to za zacna korporacya perukarzy, uprawiająca politykę?
— Jakto! panie baronie. I pan, arystokrata, pyta się o to?
— Cicho, Cadenette!
— Panie baronie, między ludźmi z dawnych czasów można o tem mówić.
— Ach, to jesteś zwolennikiem dawnych czasów?
— Jak najbardziej! A jak mam uczesać?
— Psie uszy, włosy z tyłu podczesane. Z pudrem.
— Panie baronie! I pomyśleć, że przez pięć lat można było znaleźć puder tylko u mnie. Przecież za pudełko pudru szło się na gilotynę.
— Znałem takich, co poszli na gilotynę za mniejsze jeszcze rzeczy. Ale dlaczego jesteś zwolennikiem dawnych czasów?
— Rzecz bardzo prosta. Przecież wśród korporacyi byli mniej lub więcej arystokratycznie usposobieni.
— Rozumiem. Zależnie od tego, czy mieli styczność z wyższemi klasami.
— Otóż to właśnie. Perukarze trzymali arystokracyę za czuprynę. Ja sam czesałem panią de Polignac, mój ojciec panią du Barry, mój dziad — panią de Pompadour. Mieliśmy przywileje — nosiliśmy szpady, co prawda drewniane, ale zawsze szpady. Tak, to były piękne czasy dla perukarzy i dla Francyi. Znaliśmy wszystkie tajemnice i intrygi; nikt się przed nami nie