Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jakto? Wszak oddałeś mi list.
— Tak. Ale obiecałem przynieść odpowiedź.
— A jeśli nie zechcę odpowiedzieć?
— Tobyś, obywatelu, odpowiedział nie zupełnie tak, jakbym sobie tego życzył, ale zawsze będzie to odpowiedź.
Bonaparte przez chwilę pozostawał w zamyśleniu. Poczem, wzruszywszy ramionami, rzekł:
— Ależ to waryaci!
— Kto, obywatelu? — zapytał Morgan.
— Ci, którzy piszą podobne listy. Waryaci! Zupełni waryaci. Czyż myślą, że jestem z tych, którzy idą za ich przykładem z przeszłości? Mam naśladować Mońka? I po co? Aby zrobić Karola II! Gdy się ma za sobą Tulon, 13 vendémiaire’a, Lodi, Castiglione, Arcole, Rivoli, Piramidy, ma się prawo do innych rzeczy, niż do dowództwa nad armią J. K. M. Ludwika XVIII.
— To też, konsulu, proszą cię o wskazanie twych warunków.
Bonaparte zadrżał na te słowa.
— Nie mówiąc już o tem — ciągnął dalej — że to ród stracony, zeschła gałąź na zgniłym pniu. Bourboni tak się żenili pomiędzy sobą, że zwyrodnieli, wyczerpali swą siłę w Ludwiku XIV. Każda rasa królów francuskich miała swój najwyższy moment potęgi i okres upadku. Jeślibym był waryatem i oddał tron Ludwikowi XVIII, nie będzie miał dzieci, po nim nastąpi jego brat Karol X, a ten, jak Jakób II, będzie wypędzony przez jakiegoś Wilhelma Orańskiego... O, nie! Bóg nie po to dał w me ręce losy Francyi, abym ją zwracał tym, którzy nią igrali i którzy ją stracili.
— Generale, pozwolę sobie zauważyć, żem o to nie pytał.
— Ale ja pytam.