Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ponieważ dopiero teraz mówisz mi, obywatelu generale, o swych zamiarach.
— Prawda — odparł Bonaparte, przygryzając wargi.
— Czy mam im to powtórzyć?!
— Nie — odparł żywo Bonaparte. Pomyślą, że ich potrzebuje. Niech się decydują dzisiaj bez żadnych warunków, oprócz tych, które znają. Jutro będzie za późno. Czuję się na siłach, jeśli mam za sobą Barrasa i Sieyès’a.
— Barrasa? — zapytali ze zdziwieniem obaj.
— Tak, Barrasa, który mię uważa za małego kaprala i który nie posyła mię do Włoch z powrotem, ponieważ robię tam karyerę... Tak, Barrasa... Otóż Barras oświadczył mi w oczy, że już dłużej z konstytucyą roku III kraj nie może wytrzymać!... Zdaje mi się jednak, że Moreau każe na siebie czekać.
Z temi słowami odszedł do grupy, w której królował Talma.
W tej-że chwili drzwi się otwarły i wszedł Moreau.
Wszystkie spojrzenia zwróciły się w jego stronę.
Trzech ludzi przykuwało do siebie wówczas wzrok całej Francyi. Moreau był jednym z nich; dwaj pozostali byli to: Bonaparte i Pichegru.
Bonaparte nigdy nie widział Moreau, ten zaś nie widział Bonapartego, gdyż obaj walczyli w innych punktach.
Bonaparte postąpił kilka kroków ku Moreau. Zaledwie zamienili kilka słów, lokaj oznajmił, że podano do stołu.
— Generale — rzekł Bonaparte, prowadząc Moreau do Józefiny — podaj ramię mej żonie.
Zebrani przeszli do jadalni. Po obiedzie Bonaparte pod pretekstem pokazania pięknej broni, przywiezionej z Egiptu, zaprowadził Moreau do gabinetu.