Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A więc za co?
— Za to, żeś, generale, nie zauważył go i nie rozmawiał z nim na obiedzie u Gohiera.
— Przyznaję, żem zrobił to świadomie. Nie znoszę tego eks-mnicha. Bonaparte za późno spostrzegł się, że słowa jego są obosieczne: jeśli Sieyès zrzucił suknię zakonną, to Talleyrand zdjął mitrę biskupią.
Bruix, pozornie obojętny, okrążył salon dwa, czy uśmiechał się słodziutko.
— Więc mogę na pana liczyć?
— W zupełności.
— A Cambaceres i Lebrun?
— Wziąłem na siebie najoporniejszego — Sieyès’a.
Bruix rozmawiał z tamtymi.
Admirał Bruix nie spuszczał z oka generała i dyplomaty. Domyślał się, że rozmawiają o czemś ważnem.
Bonaparte dał mu znak, aby się zbliżył.
Bruix, pozornie obojętny, okrążył salon dwa, czy trzy razy, poczem, jakgdyby spostrzegł dopiero Talleyranda i Bonapartego, podszedł do nich.
— To pewny człowiek — zauważył Bonaparte.
— I bardzo ostrożny — dodał Talleyrand.
— Trzeba go będzie ciągnąć za język.
— O nie. Teraz otwarcie przystąpi do rzeczy.
W istocie Bruix, zaledwie podszedł do nich, wyrzekł te wieloznaczące słowa:
— Widziałem ich; wahają się.
— Wahają się? Cambaceres i Lebrun?
— Tak.
— Czyś nie mówił im, że chcę z nich zrobić konsulów?
— Tak daleko nie zobowiązywałem się — odparł, śmiejąc się, Bruix.
— A dlaczego? — spytał Bonaparte.