Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

lisy. Widziano nawet dwa dziki, ale dwa naboje śrutu nie zrobiły im krzywdy.
Edward nie posiadał się z radości, zabił bowiem dwie kozy.
Z łupem tym odesłano obławę do zamku na posiłek.
Zadęto w róg, aby się dowiedzieć, gdzie stoi Michał; ten odezwał się.
W dziesięć minut potem myśliwi byli już przy koniach i psach.
Michał wiedział, gdzie kryje się młody odyniec, którego wytropił jego starszy syn; legowisko dzika było o sto kroków.
Jakób, starszy syn Michała, przeszukał zarośla z dwoma psami: Barbichonem i Kavaudem. W pięć minut ukazał się dzik tak blizko, że można go było zaraz położyć. Aby jednak przedłużyć polowanie, puszczono wszystkie psy. Dzik, widząc psiarnię, ruszył drobnym truchtem i przebiegł drogę.
Roland zatrąbił na: „pilnuj!“ Ponieważ zaś dzik wziął się w kierunku klasztoru Kartuzów, trzej jeźdźcy pomknęli ścieżką, która przecinała las wzdłuż.
Dzik kołował po lesie do piątej wieczór, nie chcąc opuszczać tak dobrej kryjówki.
Koło piątej po głosach psów widać było, że dzik został osaczony.
Istotnie, o sto kroków od pawilonu klasztornego psy przydybały dzika w miejscu trudno dostępnem. Trzeba było zsiąść z koni.
Od czasu do czasu skowyt wskazywał, że jakiś pies zbyt nieostrożnie zbliżył się do odyńca i oberwał za swą nieoględność.
Psy, ujadając, kotłowały się koło dzika.
Myśliwi zbliżali się powoli do tej grupy, jak mogli.