Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mi; w końcu tego podwórza korytarz doprowadzał do izby dozorcy; z izby tej wychodziło się wprost przez drugi korytarz do cel więziennych, zwanych klatkami.
Dozorca zatrzymał się przy pierwszej z rzędu celi, a stukając w drzwi, mówił:
— To tutaj wsadziłem pańską matkę i siostrę, ażeby miały na zawołanie mnie lub Karolinę.
— Czy jest kto w tej celi?
— Niema nikogo.
— Bądźcie dobrzy i otwórzcie drzwi. Oto mój przyjaciel, lord Tanlay, który bada, czy lepsze są więzienia we Francyi, czy w Anglii.
— Wejdź, milordzie.
Dozorca otworzył drzwi, Roland wepchnął przyjaciela do małej celi kwadratowej.
— Trochę ponure miejsce — zauważył sir John.
— Otóż tutaj przebyły sześć tygodni moja matka i siostra, nie wiedząc, czy nie wyjdą stąd na szafot. Było to pięć lat temu; siostra miała dopiero dwanaście lat.
— A jakąż zbrodnię popełniły?
— Straszną! W rocznicę święta dla uczczenia pamięci Przyjaciela ludu dziewice nieść miały urny ze łzami Francyi. Otóż matka moja nie chciała, aby siostra niosła taką urnę. Zdawało się matce, że dość dała ojczyźnie, skoro mąż przelewał krew w Niemczech, a syn we Włoszech. Jednak ojczyzna domagała się jeszcze łez córki. Otóż matka uważała, że zadużo już ofiar, zwłaszcza, jeśli łzy miały płynąć dla obywatela Marata. W rezultacie matkę uwięziono w dniu samego święta. Na szczęście sprawę udało się przeciągnąć, aż pewnego dnia przyszła wiadomość o upadku i śmierci Robespiere’a. Wypadek ten powstrzymał wiele rzeczy a między innemi egzekucye. Sędziom wyperswadowano, że z Pa-