Strona:PL Dumas - Towarzysze Jehudy.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

fałszywa? Sir John musiał się nią zadowolić; widocznie Roland nie był usposobiony do podania innej.
A teraz, jak powiedzieliśmy, obaj spali lub udawali, że śpią, zmorzeni galopem dwóch koni pocztowych drogą z Awinionu do Orange.


VI.
Morgan.

Porzućmy, czytelniku, na chwilę Rolanda i sir Johna, o których nie mamy powodu niepokoić się, wobec ich siły fizycznej i stanu moralnego, a zajmijmy się poważnie osobistością, która zaledwie mignęła się nam wśród tych wydarzeń, a która jednak odegra w nich wielką rolę.
Mówimy o człowieku, który wszedł był w masce i uzbrojony do jadalni oberży w Awinionie i oddał Janowi Picot kiesę z dwustu ludwikami, skradzionymi mu przez pomyłkę w przypuszczeniu, że są to pieniądze rządowe.
„Widzieliśmy, jak zuchwały bandyta, który się przezwał Morganem, przybył do Awinionu konno, zamaskowany w biały dzień. Wchodząc do oberży „Palais Egalité“, zostawił konia pod bramą. Konia tego, który, zdawało się, że korzysta w tem mieście papieskiem i rojalistowskiem z takiej samej bezkarności, jak i pan jego, znalazł na tem miejscu, gdzie go był zostawił, odwiązał go i dosiadł i wyjechał przez bramę d’Oulle, po-