Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/710

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Każde z tych słów przejmowało dreszczem biednego Rogera; nareszcie po chwili milczenia, podczas której Sylwandira nie spuściła oczu z niego.
— Lecz wreszcie, co chcesz odemnie? — zapytał Roger.
— Chciałabym wiedzieć za jaką cenę mię sprzedałeś, abym mogła przyłączyć tę summę do małych reklamacyj, jakie mam ci uczynić.
— Dalibóg, — rzekł Roger; — miałem słuszne prawo sprzedać kobietę, która wtrąciła mię do więzienia.
— Powinnam była uczynić gorzéj jeszcze, urwisie jakiś, — odrzekła Sylwandira pieszczotliwym tonem.
— Postarać się o wyrok śmierci, nieprawdaż? Dalibóg, gdybyś tak postąpiła, uczyniłabyś mi wielką przysługę.
— Słuchaj mnie, — rzekła Sylwandira, — zaprzestańmy tych żartów i przystąpmy do interesów.