Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/584

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dzięki ciemności jaką byt otoczony, margrabia nie dojrzał groźnego poruszenia, którego w pierwszéj chwili Roger nie był w stanie powściągnąć.
Ci dwaj ludzie nienawidzący się śmiertelnie, padli w swoje objęcia jak najlepsi przyjaciele, jak bracia.
— Jesteś więc tu, kochany d’Anguilhem? — rzekł margrabia wyprowadzając go z lochu, — ach!jak długo szukaliśmy cię, nimeśmy cię znaleźli!
Pomimo całéj przytomności umysłu, Roger oniemiał na tyle zuchwalstwa; lecz pokrył zadziwienie uśmiechem którego się wyuczył, uścisnął rękę, którą mu podał pan de Royancourt, dla wyprowadzenia z więzienia, i udał się za nim do apartamentów kommendanta.
Roger przejrzał się w zwierciedle, i zaledwie poznał sam siebie. Brodę miał długą, włosy rozczochrane, suknie podarte i z samych łachmanów złożone.