Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wtedy Roger podniósł jak piórko pannę Konstancyją i prawie w téj saméj chwili znalazł się za nią na koniu.
Panna Konstancyja wydała lekki okrzyk przestrachu, o którego przyczynę zapytał się zaraz troskliwy o bezpieczeństwo córki wice-hrabia.
— Nic, panie, nic, — odpowiedział Roger: — w chwili gdy siadałem, panna zachwiała się, lecz teraz nie ma niebezpieczeństwa, gdyż ją trzymam w moich objęciach.
— W objęciach, do pioruna! w objęciach! — mruczał wice-hrabia.
— Daj pokój mój kochany, — rzekła wice-hrabina, — naprowadzisz te dzieci na myśli o których nie mają wyobrażenia.
— Nie mówmy więc o tém, — rzekł wice-hrabia; i tak dobrze użył swoich napiętków, że koń puścił się truchtem. Krysztof udał się za niemi.
Jednakże przyznajmy, że obawy wice--