Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/546

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

słów, które doszły do uszu Rogera tylko jako niezrozumiale brzmienie, i nie mógł nic dosłyszéć. Tylko hrabia odpowiedział:
— A więc! do jutra.
Potem słuchał. Ten sam głos odezwał się w kominie, na co odpowiedział:
— Dobrze, o drugiéj.
I postawił z wielką ostrożnością ławkę na miejscu, powrócił do łóżka, położył się i zdawał się zasypiać.
Roger zaś, wiedząc już czego się miał trzymać, usnął na prawdę.
Dzień następny upłynął tak jak poprzedzający; przez cały czas hrabia najmniejszém poruszeniem niecierpliwości, nie zdradził zamiaru w nocy wykonać się mającego; był to ten sam człowiek milczący, drżący i bojaźliwy, tak, że Roger lubo posiadający, jak widzieliśmy, pewną moc nad sobą, podziwiał ten talent ukrywania tak dobrze swoich myśli.
Wieczorem, obaj więźniowie udali sie