Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/471

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szny bez najmniejszego wahania. Wszystko co mu się przytafiło, było tak osobliwszém, że biédny kawaler był jakby we śnie.
Dla tego téż przeszedł prawie nic nie czując i nie widząc schodów prawie zupełnie ciemnych i dosyć pięknéj galeryi; potém z téj galeryi udał się kręconemi schodami, przeszedł mnóstwo piętr, znowu jakiś korytarz, z korytarza do rodzaju poddasza, nareszcie z tego poddasza do pokoiku małego, ciemnego, lecz dosyć czystego. Drzwi zamknęły się za nim, rygle zasunęły, i dopiéro na ten odgłos Roger ocknął się.
Ujrzał się siedzącym na rodzaju ławki; spojrzał na około siebie, wstał i obszedł pokój, co nie zabrało dużo czasu.
Potém przez instynkt silniejszy daleko aniżeli wszystkie inne uczucia, z potrzeby najgwałtowniejszéj ze wszystkich, zatrzymał się przed okienkiem ciasném i za-