Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/426

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Zaczekaj, zaczekaj, — kończył teść, powiedziałbym ci: miéj w niéj zaufanie; lecz pilnuj ją ciągle.
— Do djabła! — rzekł Roger, dosyć niezadowolony z tego zakończenia.
Nazajutrz pan Bouteau odjechał do Paryża, pozostawiając zięcia mocno zaprzątniętego wczorajszą z nim rozmową.
W istocie Roger był tak szczęśliwy, że oczywiście podobne szczęście nie mogło trwać długo; dręczył się przeto własném swojém szczęściem, i z obawą oczekiwał zjawienia się chmurki na swoim małżeńskim horyzoncie.