Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/391

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Roger olśniony, osłupiały, zdumiony, zapomniał nawet oddać ukłon. Stał nieporuszony, jakby w zachwyceniu, z oczyma i ustami otwartemi.
— Moje dziecko, — rzekł radzca biorąc za rękę, — oto jest pan kawaler Roger Tankred d’Anguilhem, który czyni nam ten zaszczyt, iż prosi o twoję rękę.
Sylwandira podniosła swoje wielkie, czarne oczy na Rogera i rzuciła nań przeciągłe spojrzenie, które doszło aż do głębi jego serca.
— O! jestem zgubiony, — rzekł Roger do siebie; — tak piękna dziewczyna musiała już mieć kochanka, chyba że ją trzymano w szafce.
— Czy pozwolisz aby pan kawaler d’Anguilhem zalecał ci się? — mówił daléj radzca.
Sylwandira spojrzała po raz drugi na Rogera z wyrazem zadziwienia, obawy i omdlewającéj namiętności; lecz milczała.