Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/286

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Dla tego téż, — rzekł margrabia, — pobawimy się tymczasem nie grając, abyś nabrał wprawy, poczém uformujemy partyją.
W téj chwili złowróżbny hałas dał się słyszeć w przedpokoju. Kilka głosów rozlegało się, pomiędzy któremi Rogerowi zdawało się że poznaje głos, który dnia wczorajezego szydził z jego zielonéj kokardy: kawaler miał jakby przeczucie.
W istocie, prawie natychmiast, panowie Kollińscy weszli, w tém samém co wczoraj towarzystwie: zimny pot oblał czoło Rogera.
— Stawajmy prędko na miejscach, — rzekł margrabia, — inaczéj musielibyśmy kłócić się z temi junakami do kogo ma należéć gra.
Margrabia zrzucił szlafrok: jego przyjaciele uczynili toż samo; Roger za ich przykładem zdjął suknię, kamizelkę i odpiął szpadę.