Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/269

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dwudziestu luidorów, ażeby miał czas nauczyć się nie przegrywając wiele.
Usłyszawszy to uprzejme oświadczenie, zimny pot wystąpił na twarz Rogera.
— Połowa tego, co posiadam, — rzekł do siebie; — jestem zgubiony.
Wówczas w jednéj chwili pojął całą znikomość istnienia: Anguilhem, Guérite, Pintade, oszczędności pół wieku zgromadzone w ojcowskim kufrze, wszystko to w godzinę mógł pochłonąć brelan, i to jeszcze z ludźmi, którzy grali skromnie.
Pan de Cretté zrozumiał, że Roger miał ochotę pomówić z nim na osobności; wstał więc, podczas gdy ustawiono stolik do gry, i nieznacznie wyszedł do drugiego pokoju. Roger udał się za nim.
— Dalibóg, margrabio, — rzekł Roger z tą otwartością, która z początku zaraz zyskała mu życzliwość jego nowych towarzyszy, — nie chcę kłamać przed człowiekiem tak zacnym jak pan; mój ojciec