Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wami, białą suknię: zbliżył sio, była to Konstancyja, która z książką w ręku siedziała na trawie, udając że czyta.
W jednéj chwili Roger był obok niéj, i zeskakując z Krysztofa, ukląkł przy niéj.
— Ah! jesteś Rogerze, — zawołała młoda dziewczyna, — czekałam na ciebie.
— A ja, Konstancyjo, — rzekł Roger, — byłem pewny, że cię tu zobaczę.
— Jedziesz więc?
— Muszę, wiész o tém, nasze szczęście od tego zawisło.
— Tak Rogerze, — rzekła Konstancyja, — matka powiedziała mi wszystko: nasze małżeństwo ma miéć miejsce za twoim powrotem. Masz być bogatym, podobno... Jakże jestem szczęśliwą! tobie będę winna wszysko.
— Oi jesteś aniołem, Konstancyjo, — rzekł Roger. — Dla tego trudno mi wie-