Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kroków jednakże, odwrócił się, pragnąc jeszcze raz ujrzéć matkę. Że zaś ujrzał ją wspartą na ramieniu barona i płaczącą, powrócił jeszcze, ucałował ją, uścisnął po raz ostatni ręce ojca, potém ruszył galopem, i w pięć minut zniknął po za drzewem.
Wówczas Roger uczuł w swojém biédném sercu, że jednego jeszcze pożegnania miał dopełnić: nie chciał, nie mógł oddalić się nie zobaczywszy Konstansyi. Wspomniano w jéj obecności, którego dnia odjeżdżał, pewny był przeto, że spodziewa go się chociaż przez to zobaczenie musiał nadłożyć drogi. Przyśpieszył przeto biegu, i wkrótce ujrzał wśród zwierzyńca, chorągiewki zamku.
Zbliżając się, Roger spoglądał naokoło siebie, doświadczając jeszcze pomimo woli niejakiéj bojaźni, w skutek dawnych zakazów wice-hrabiostwa. Nareszcie na zakręcie drogi, spostrzegł pomiędzy drze-