Strona:PL Dumas - Sylwandira.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wiedząc co mówił, powtarzał mimo woli: Żegnam cię! żegnam!
Nagle, zdawało się Rogerowi, że odgłos lekkich kroków, odgłos zaledwie słyszany, odgłos jakiby czyniła Sylfida stąpając po kwiatach, dawał się słyszéć po za ścianą. Roger uniósł się na łóżku, nie śmiejąc oddychać, a drżąc zarazem z nadziei i obawy, z oczyma wlepionemi w obraz pogrążony teraz w ciemności; lecz pomimo ciemności, zdawało mu się że ramy, które same tylko można było dostrzedz, poruszały się znowu; wkrótce nie miał już wątpliwości: obraz usuwał się.
Konstancyja ukazała się po raz drugi, lecz tą rażą cień odłączył się od ściany, i skoczywszy lekko na ziemię, pobiegł ku młodzieńcowi wołając:
— Rogerze! Rogerze! ja nie umarłam!