Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XIV.

Wszelako na tyle wstrząśnięć, na tyle walk, na tyle dociekań nad wiek poważnych, zdrowie moje zachwiało się mocno i w końcu rozum słabnąć poczynał. Zapragnąłem znaleźć doświadczonego powiernika. Najodpowiedniejszym zdał mi się ksiądz który uczył nas katechizmu i był zarazem naszym spowiednikiem. Postanowiłem zwierzyć się ze wszystkiem księdzu Olette. Opowiedziałem mu więc troski moje, prosiłem o wyjaśnienia, błagałem o opiekę. Nie wiem, czy to z przyzwyczajenia, czy że uważał mój umysł rozwinięty przedwczesną boleścią, by znaczenie słów jego zrozumieć, ksiądz mówił o cierpieniach Chrystusa, wobec których moje były bardzo małe, zaś poznanie których miało wlać we mnie rezygnacyę i odwagę.
Dotąd jeśli wzrok kiedy podnosiłem ku niebu, to chyba dla przypatrzenia się przepływającym po niem obłoczkom i chmurom, albo dla obserwowania pogody w dniach zamiejskich wycieczek. Matka mówiła mi jednak, że za tem niebem jest Bóg, ten Bóg co dobrych nagradza a złych karze; że syn jego umarł dla naszego zbawienia; że matka Jezusowa była kobietą ubogą, co jest źródłem wieczystej pociechy i wieczystej chwały dla ubogich