Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/340

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nają się pod nim, osłupiałym, ćmiącym się już wzrokiem powłóczy dokoła, i widząc wszędzie samotność i ciszę, czołga się z wysileniem aż w gąszcz niedostępną dla psów, dla myśliwych i dla tych wszystkich co widzą rozkosz w zadawaniu bólu. Tam, przekonawszy się że jest ranionym śmiertelnie, milcząco cierpi i kona, z tej samej rany wewnętrznej, co nieznaczna zrazu, teraz otwiera się nagle.
I ze mną było jak z owym zwierzem ranionym. To, com wziął za siłę w pierwszem uniesieniu walki było gorączką poprostu. Pocisk dosięgnął najgłębszych wnętrzności moich. Pozostawało tylko pogodzić się z losem i umrzeć o ile można najspokojniej.
Pod pozorem poważniejszej pracy, zaparłem drzwi swoje przed wszystkiem, co stanowiło jakikolwiek łącznik z tą ludzkością, z którą nic już nie miałem wspólnego. Oddzieliłem się i ukryłem nawet od swych młodych entuzjastów, którzy zresztą, nie znalazłszy we mnie czego się spodziewali, sami wreszcie usuwali się stopniowo. Możesz wymagać od młodości czego więcej nad to co ona dać w stanie: nad zapał i — zapomnienie? Dni całe przepędzałem w jednem położeniu, milczący i nieruchomy, ze spojrzeniem zagłębionym w myśli własne.