Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/327

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jednej chwili swobodnej do zagłębienia się w sobie. Poczną go rozrywać, mordować, dokuczać, aż wreszcie czy chce czy nie chce, wtrąca go w prąd towarzyskiego, społecznego życia; i przyzwyczajenie zatrze nakoniec boleść jego, tak właśnie jak kamień młyński obracający się bez przerwy ściera powoli najtwardsze nawet, poddane jego działaniu ciała. Ludzie tacy zresztą znajdą siły w przeświadczeniu o pożyteczności własnej.
Jestże tak samo z artystą, który przeciwnie i nie może tworzyć bez rozbudzenia całej wyobraźni swojej, który wszystko musi czerpać sam z siebie, wszystkiego sam, się domyślać, który przebiega we wszystkich kierunkach bezgraniczne pole dociekanego ideału, badając się wywnętrzając, po sto razy dziennie dobywając na jaw własną duszę, ze wszystkiem co ona zawiera? Samotność i rozpamiętywanie grają tutaj pierwszą rolę. A do czegóż rozpamiętywenie i samotność doprowadzają nas skoro cierpimy, jeśli nie do przypomnienia własnych cierpień? Linie, ruchy, gesta, pozy, które tak mi było łatwo należą w niecierpliwej gorączce młodzieńczej, w płodnych rozkoszach miłości, uciekały dziś odemnie nieprzyjaźnie, buntowniczo. Oko straciło bystrość, ręka straciła wprawę. Patrzyłem na obrobioną glinę nic z niej zrozumieć nie mogąc, i po całych dniach wystawałem przed nią, nieruchomy jak ona, posągowo martwy jak ona. Aż wreszcie poraz pierwszy natchnąłem się na złowrogie słowa: „I po co to?” ajne wysłańce przenaczenia, czatujące w danej