Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/289

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Dokąd dąży ta oto czarująca istota, strojna w aksamity i jedwabie w karecie atłasem, wysłanej? Każdy, od miljonera aż do żebraka, obraca się by raz jeszcze spojrzeć za przejeżdżającą. Zatrzymuje się przed kościołem; wstępuje pysznie na schody krużganku, w chwili gdy wierni rozchodzą się już do domów przechodzi w boczną, najmniej uczęszczaną nawę, i zniknie pod arkadami, Przesunąwszy się powoli wzdłuż kościoła, u wejścia do presbyteryum macza palce w święconej wodzie, żegna się z namaszeniem, ogląda się ostrożnie po za siebie i znika w bocznych drzwiach, które uchylają się i zamykają bez szelestu, dając przejście na schody o nielicznych stopniach, u stóp których ślepy żebrak drzemiąco mruczy pacierze. Ona mija żebraka nie spojrzawszy nart nawet, upewnia się, że nikt z przechodzących nie zna jej i nie uważa, szybko wskakuje do dorożki, co zatrzymała się tu przed paru minutami. Ta kobieta mieszka w przepysznym pałacu; ma męża szanowanego, sławnego niekiedy; świat ją wynosi, otacza ją dymem pochlebstwa i zaledwie od czasu do czasu zostawia jej jaką swobodną godzinę. Tę godzinę spędza ona w hotelowym numerze, w izdebce ledwie że nie cuchnącej, gdzie czeka na nią mężczyzna prosty, brzydki, stary może, ale którego ona zaszczyca i olśniewa, który klęka przed nią z uwielbieniem dochodzącem do osłupienia, do ekstazy, do szaleństwa. Dla swoich jest ona piękną, najpiękniejszą z kobiet, jeżeli