Przejdź do zawartości

Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/262

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
I.

Dopytywałem się o tę panią Henri tonem tak zwyczajnym, i tak zgodnym z miną człowieka, wykonywającego jakieś banalne zlecenie, że odźwierna nie zadała sobie wcale trudu spojrzenia na mnie.
Rzekła więc tylko;
—List zostanie doręczony; bądź pan spokojnym.
Jednocześnie, zwracając się do męża, szeroko otwierającego zadziwione oczy, uczyniła prawie niedostrzegalny lecz wyrazisty ruch ramionami, mogący niewątpliwie oznaczać: „Już ja wiem co to takiego“
Oczywiście, zacna połowica nie zaszczycała swojego małżonka otwartością bezwzględną, odnośnie do wszystkich zysków swojej posady.
Na widok tego znaczącego ruchu, błyskawica przemknęła mi nie myśli ale w mózgu; doznałem wewnętrznego olśnienia, jednego z tych, co to bybywają zwiastunami apoplektycznych napadów. Nie widziałem nic przejrzałem wszystko. Pierwszy list bezimienny, prawdziwy tą razą, zamigotał mi przed oczyma płomiennemi głoski.
Już odźwierna wyciągała rękę dla wzięcia listu który instyktownym ruchem schowałem do kieszeni.
Wolę przyjść jutro. ~ rzekłem, gdy ta pani będzie w domu.