Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
V.

Ponieważ jednak ze wszystkich tych dzieci jeden Andrzej rozmawiał był za mną, bezwiednie ścigałem go oczami. Najprzód zjedzone ciastka leżały mi na sercu, a potem wydał mi się dziwnym. Widziałem więc, jak nieznacznie oddalał się od towarzyszy, a obróciwszy się razy parę, w celu zapewnienia się że nie zważano na niego, skierował się ku balustradzie, dzielącej nas od wyższej szkoły, i ostrożnie zajrzał na drugie podwórze, zapewne musiał znaleźć czego szukał, dał bowiem znak, a oparłszy się plecami o baryerę, wysunął rękę za siebie, i odebrał od dużego, ośmnastoletniego chłopaka małą karteczkę, którą szybko schował do kieszeni; poczem znów zmieszał się z tłumem dzieci.
W kilka chwil potem udaliśmy się na mszę do Ducha Świętego, którą ksiądz miejscowy odprawiał w szkolnej kaplicy, z tamtąd poszliśmy do klasy. Nasza klasa mieściła się w bardzo obszernej sali. W głębi stała katedra, środek zaś zajmowały ławki z pulpitami, każda na dziesięciu uczniów ustawione jedna za drugą.
Na skutek zlecenia p. Fremin, siedziałem z brzegu, po lewej stronie profesora, w pierwszej