Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W owym czasie położenie moje finansowe było wyjątkowo świetnem, jak na artystę mojego wieku. Nie mogłem podołać zamówieniom. Zarabiałem na czysto trzydzieści do czterdziestu tysięcy franków rocznie. Dwie trzecie z tego umieszczałem na procencie, a i tak jeszcze oboje z matką żyliśmy bardzo wygodnie, nawykli oddawna do pracy, oszczędności i prostoty. Zresztą dążyłem do tej niezależności materjalnej, któraby pozwoliła mi rozrządzać sercem według własnej woli. Byłem silny wesół, niezmordowany; nie znałem granic żywotności własnej. Nie bałem się zarówno przyszłości jak obecnej chwili, i śpieszno mi nawet było dźwignąć jeden ciężar więcej na swe ramiona. Chciałem nie tylko wszystko samemu sobie zawdzięczać, ale pragnąłem nadto by drudzy a przedewszystkiem kochana pzzezemnie kobieta, pomyślność swą, dostatki i szczęście mnie jednemu winną była. Ponieważ los dawał mi talent, zdrowie, dostatki, uważałem się odnośnie do ludzkości za dłużnika, i pragnąłem dzielić się z mniej szczęśliwymi od siebie. Słyszałem często mówiących: „Dla czego się nie żenisz? W twojem położeniu mógłbyś zrobić świetną partję, z takiem prowadzę niem, z taką opinją, możesz, powinieneś wszystko osiągnąć. Wejdź w jaką porządną rodzinę. Chcesz ożenię cię, i t. d., i t. d.“ Odmawiałem, Naprzód dlatego, żem nie chciał w położeniu już zdobytem przeszłość matki mojej poddawać pod rozbiór jakiej „prawej„ rodziny, w skład której wejśćbym