Strona:PL Dumas - Sprawa Clemenceau T1-3.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nocy, jestem jak warjatka. Jedna z przyjaciółek pożycza mi swego paszportu, ale nic nad to pożyczyć mi nie może, nie bogatsza ona odemnie; o jedno tylko proszę pana, jeżeli nie możesz mi dopomódz w tem zdarzeniu, to żebyś nigdy o tym liście nie wspominał matce mojej, sam nawet swojej, któraby mię potępiła, wystawiając sobie że wszystkie matki takie jak ona. Bodajby tak było! Myślałam już o wstąpieniu do klasztoru, ale boję się czy starczy mi odwagi w nim pozostać. Czuję w sobie siłę i wolę pozostania kobieta uczciwą, ale na swobodzie, wśród ludzi. Jeżeli mama pańska mnie nie zechce, możeby córka p. Ritza chciała? Wszak ona ma już trzyletnie dziecko, niechże mnie weźmie za guwernantkę! Alboż też pani Lespéron, u której poznałam pana (ach! gdzież dziś ów wieczór szczęśliwy?), czyby nie mogła, ona co zna tyle osób, znaleźć mi jakie miejsce albo wydać mnie za mąż? Pieniądz nie powinienby być jednak wszystkiem, i młoda dziewczyna ładna, skromna, pracowita, boć przepracowałam już nie mało godzin, nie mówiąc nic nikomu, i na życie dzienne zarabiałam nieraz nocą, nareszcie dziewczyna uczciwa, dowodzę tego przecież w tej chwili, kiedy odemnie tylko zależałoby być bogatą poświęcają tę uczciwość (pojmujesz pan? to okropność, mój Boże!), dziewczyna taka jak ja czyż nie zastąpi posagu dla człowieka z sercem? Nareszcie zrobisz z Izą co zechcesz. Jestem przekonana że nie mam epszego nad cię przyjaciela, a pan możesz być